Pomnik upamiętniający pacyfikację wsi Błojec
20/02
Pomnik upamiętniający miejsce walki z hitlerowskim okupantem przez oddział partyzancki GL w dniu 16 czerwca 1944 roku - nazwiska.
Około pierwszej w nocy doszliśmy do małej i wolnej od Niemców osady Błojec koło wioski Grabowa, gdzie jeden z partyzantów zaprowadził nas na kwaterę do swoich znajomych P. Kozickich. Do snu położyliśmy się w przylegającej do zagajnika stodole. Nad naszym bezpieczeństwem czuwał wartownik. Rano 16 czerwca około godz. 6:00 zarządziłem pobudkę, gdyż jak najwcześniej chcieliśmy się przenieść do pobliskiego lasu. Niestety - na to było już za późno. Do zabudowań zbliżali się Niemcy, a całą osadę otaczał kordon oddziałów żandarmerii, gestapo i Wermachtu. Byliśmy w kotle, po chwili serie z karabinów maszynowych darły drzazgi z jednych i drugich wrót stodoły. Mimo całkowitego zaskoczenia naprędce zorganizowano obronę. Hitlerowcy, nie mogąc wyprzeć nas ze stodoły obrzucili ją granatami i rozpoczęli ostrzał pociskami zapalającymi. Skutek był prawie natychmiastowy - pierwsze pociski zapaliły siano w stodole. Po chwili płonął już cały budynek. Ogień i dym nie pozwalały na dalsze utrzymanie się w stodole, gdzie tylko podmurówka dawała jaką taką ochronę. Ale ogień zmusił także Niemców do rozluźnienia pierścienia obławy. Wydałem więc rozkaz przebijania się, ustaliłem miejsce zbiórki i kolejność opuszczenia płonącego budynku.
Znowu atak kilkuosobowej grupy żandarmów od podwórka. Z okrzykiem "Hände hoch!" wypadli na opuszczających stodołę partyzantów. Nastąpiła wymiana ognia z bezpośredniej odległości. Stanisław Głowacki ps. Struś z kilku metrów trafił w twarz nadbiegającego oficera gestapo. Niemcy wycofali się z podwórka, pozostawiając zabitego żandarma. Nie wszystkim udało się przebić przez kordon Niemców. W polu utworzyły się trzy gniazda oporu. Niemcy dość ślamazarnie organizowali pościg, ale ogniem z karabinów i krótkimi seriami z broni maszynowej nie pozwalali na wykonywanie dłuższych skoków. Najwięcej jednak dal się we znaki samolot szkoleniowy Storch, który patrolując nad polami każdy najmniejszy ruch kwitował przypikowaniem i gradem pocisków. Około południa większość partyzantów dotarła do lasu.
Jednak Niemcy nie weszli do lasu, zabrali się natomiast do pacyfikacji osady. Pierwszą ofiarą była Jadwiga Maniecka, która na odgłos strzelaniny wybiegła z domu na pole i tam dosięgła ją zabłąkana kula. Drugą Franciszek Kozicki, gdy wyglądał przez okno. Jan Kozicki, zwany Kornela, został zastrzelony na podwórku swojego gospodarstwa. Następną ofiarą był właściciel zajmowanej przez nas stodoły Jan Kozicki, którego żandarmi rozstrzelali na podwórzu w obecności żony i dwóch córek. W czasie strzelaniny zostali zabici inni mieszkańcy Blojca.: Józef Jadwiszczak, Jan Laskowski i Stefan Żmuda. Niemcy rozstrzelali także Franciszka Wdowika i jego syna Władysława przyprowadzonych z Jeziorowic w charakterze zakładników oraz Jana Jaworskiego wraz z nieletnim synem, którzy przybyli z Sosnowca w odwiedziny do Jadwigi Manieckiej. W końcu podpalili wszystkie osiem gospodarstw Błojca, wypędzając mieszkańców osady z zabudowań.
Ofiary pacyfikacji pochowano na cmentarzu parafialnym w Chechle.
Źródło: Opis wydarzeń na podstawie książki Gerarda Woźnicy pt."'ODDZIAŁ HARDEGO" wyd. przez wojskowy Instytut Historyczny
- Woźnica Gerard, "Oddział Hardego", wyd. Wojskowy Instytut Historyczny, 1981