Muzeum Regionalne w Sądrach jest miejscem mało znanym, nawet dla Mrągowian, mimo że znajduje się zaledwie 14 km od Mrągowa. Sądry położone są na trasie Mrągowo-Ryn. Oznakowanie Muzeum w samej miejscowości jest bardzo dobre - przy drodze stoi czytelny znak informujący, gdzie należy się kierować.

Po skręceniu w lewo z głównej drogi, jadąc z Mrągowa, wjeżdżamy na piaszczystą ubitą drgogę, która prowadzi na bardzo zadbaną posesję. Jest pięknie. Skoszona trawka, ukwiecone rabaty, poniżej drogi dojazdowej ogródek z rzeczką, stoliki z parasolami - wszędzie czysto, kolorowo, kwitnąco! Początek zachęcający.

Muzeum składa się z trzech budynków. Dwa stoją naprzeciwko siebie, zaraz obok nich stoi pensjonat, a niedaleko jest kolejny budynek, w którym prezentowane są sprzęty rolnicze. Wszystkie te miejsca mają jednego właściciela, w raczej dwóch - małżeństwo - Krystynę i Dytmara Dickti. Zbiory prezentowane są w ponad 200-letniej chacie i pięknej drewnianej stodole.

Przy Muzeum znajduje się parking, gdzie można postawić samochód, czy autokar. Nie ma też problemu ze znalezieniem osoby, która zaprowadziłaby do Muzeum. Jeśli akurat nie ma nikogo na posesji, wystarczy wejść do pensjonatu.

Wszystko wskazywało na to, że wycieczka do Sądr będzie udana. A jednak nie było tak do końca. Z pensjonatu wyszedł starszy Pan, jak się później dowiedzieliśmy był to właściciel. Nie przywitał się z nami, nie odpowiedział na "Dzień dobry". Byliśmy zdziwienie, ale cóż, czekamy co będzie dalej. Poszliśmy za nim do mazurskiej chaty - pierwszego miejsca, w którym podziwiać można zbiory. Starszy Pan powiedział, że jest trzecim pokoleniem właścicieli chaty i że większość zbiorów to dobra rodzinne. I tyle byłoby po oprowadzeniu. Dalej zwiedzaliśmy chatę sami. Wnętrze rzeczywiście pozwala się cofnąć do czasów, kiedy mieszkali tam prawdziwi Mazurzy. Zabytkowe meble, sprzęty kuchenne, ubrania, naczynia, zbiór książek w języku niemieckim - wszystko w bardzo dobrym stanie. Większość przedmiotów była opisana w dwóch językach polskim i niemieckim. Zdziwiły nas malutkie przejścia z jednego pomieszczenia do drugiego - skoro Mazurzy się mieścili to i my damy radę.

Atmosfera miejsca - wyjątkowa. Ale znowu zepsuł ją nasz "przewodnik". Na pytanie o zgromadzone tam przedmioty, starszy Pan odpowiedział "Przecież mówiłem, że w 80% należą do rodziny, a w 20% to rzeczy kupione". Czy nam to mówił? Oj raczej nie, bo całym jego wprowadzeniem było jedno zdanie o 3 pokoleniu właścicieli. Ale każdy ma prawo do pomyłki, z pewnością codziennie Muzeum odwiedzają turyści i łatwo zagubić się w opowieści. Czy mieliśmy więcej pytań? Tak! Jednak żadnej ochoty, a nawet śmiałości, aby je zadać.

W pewnym momencie nasz "przewodnik" spytał mnie, po co mi tyle zdjęć. Odpowiedziałam, że jako pracownikowi infromacji turystycznej przydadzą się, aby promować Muzeum. Nie doczekałam się żadnej odpowiedzi. Zrobiło mi się nieswojo i przyśpieszyłam zwiedzanie. Przeszliśmy wszyscy do stodoły. Piękna, drewniana, zabytowa stodoła. W środku - czyściutko, wielka przestrzeń ładnie zagospodarowana ławami - z pewnością można tam przyjąć dużą grupę. Ale my poszliśmy na piętro stodoły. My, tzn. zwiedzający, starszy Pan pozostał na dole. Eksponaty prezentowane w stodole są imponujące. Zbiór żelazek z duszą, dawne łyżwy, maszyna do lodów, nawet odkurzacz! Fascynujące przedmioty i jakie "nowoczesne" jak na tamte czasy. Aż nie chce się wierzyć, że wówczas takie już były. W stodole można było spędzić wiele czasu oglądając różnorodne eksponaty. Niestety po ok. 15 minutach starszy Pan, wyraźnie zniecierpliwiony, przyszedł i zaczął nas pośpieszać, zabronił też robić więcej zdjęć. Zrobiło się jeszcze nieprzyjemniej, gdy powiedział: Wpuścić, to jeszcze tyle zdjęć narobią. Tym zdaniem nasz "przewodnik" pożegnał gości swojego REGIONALNEGO MUZEUM.

Nie ma żadnej wątpliwości, że Muzeum warte jest zobaczenia. Zbiory sa bogate, fascynujące. Ja jednak w najbliższym czasie nie planuję tam wrócić. Po zwiedzaniu zamiast przyjemnych wspomnień pozostał niesmak. W MUZEUM REGIONALNYM nie powinniśmy czuć sie jak intruzi. Powinniśmy natomiast liczyć na fachowe oprowadzenia, możliwość zadania pytań. I przede wszystkim na sympatyczną atmosferę. Tego zabrakło.

Zebrałam informacje od innych osób, które miały okazję zwiedzić Muzeum. Wrażenia z kontaktu z Panem Dickti każdy miał podobne do moich - niestety. Usłyszałam jednak coś, co wniosło pozytywne światełko do całej historii - nie zawsze Pan Dickti zajmuje się kontaktem z odwiedzającymi Muzeum. Uff, na szczęście! Czasem przewodnikiem po Muzeum jest jego żona. Podobno oprowadza w całkowicie inny sposób, niż mąż. Jest przede wszystkim sympatyczna, opowiada o zbiorach, nawet zaprasza na domowe ciasto. Pozostaje mi żałować, że tego dnia to nie ona zajmowała się gośćmi Muzeum. Szkoda!

Źródło: wikipedia.pl

Zaktualizowano 2 lata temu

Dane teleadresowe

Sądry 3A
11-700 Sądry
place
53.918871, 21.444505Skopiowano do schowka
N53º55'7.936", E21º26'40.218"Skopiowano do schowka

Cechy i udogodnienia

Wstęp płatny
Miejsce/obiekt, z którego korzystanie, zwiedzanie wymaga uiszczenia opłat.
Parking
Miejsce/obiekt w pobliżu którego istnieje możliwość płatnego lub bezpłatnego zaparkowania samochodu.
Możliwość zwiedzania
Miejsce/obiekt, który jest udostępniany do zwiedzania.
Ogólnodostępny
Obiekt ogólnodostępny dla wszystkich w określonych dniach i godzinach. (np. instytucja publiczna lub kościół czynne w określonych godzinach).