Prywatne Muzeum Literatury im. Władysława Reymonta w Bielsku-Białej
Twórca prywatnego Muzeum Literatury postawił ręcznie przepisywać i ilustrować dzieła klasyków literatury polskiej, które są głównymi tutejszymi zbiorami. Szczególne znaczenie mają wśród nich dzieła Reymonta, którego imieniem nazwał muzeum. Mieści się ono w zabytkowej kamienicy, przeznaczonej na ten cel przez władze Bielska-Białej. Po ekspozycji oprowadza gości sam właściciel. Klimat stworzonego przez pana Modrzejewskiego wnętrza to także wynik inspiracji literaturą. Pomalowane charakterystycznie ściany, na nich obrazy oraz rzeźby - to także dzieło autora pomysłu. Praca nad przepisywaniem książek odbywała się nieraz w naprawdę kiepskich warunkach: w ciemnej i nieogrzewanej zimą pracowni. Niepowtarzalne arcydzieła pisane są ręcznie literami stylizowanymi na drukowane oraz zdobione grafiką. Pan Modrzejewski, prawdziwy pasjonat, przypisał ponad sto książek. Obok dzieł Reymonta, są to także inne pozycje polskiej klasyki, jak mickiewiczowski „Pan Tadeusz”, „Stara baśń” Józefa Ignacego Kraszewskiego, czy sienkiewiczowscy „Krzyżacy” oraz Trylogia. Jesienią 2010 muzeum zostało na kilka tygodni zamknięte. Pan Modrzejewski, ze względu na kłopoty finansowe oraz brak wsparcia ze strony władz, planował wyprowadzić się. Ostatecznie jednak reaktywował swoje muzeum. To niezwykłe miejsce odwiedziło już ponad 100 tysięcy osób z całego świata - w tym prawnuki Władysława Reymonta. Jednym z największych wyróżnień był dla Tadeusza Modrzejewskiego medal przyznany przez Fundację Reymontowską w Kanadzie. Fundacja chciała zresztą wykupić przepisane przez Modrzejewskiego książki oraz sfinansować jego pensję, na co jednak pasjonat się nie zgodził. Muzeum utrzymywane jest wyłącznie z dobrowolnych datków zwiedzających.
Źródło: slaskie.travel
Twórca i kustosz muzeum – Tadeusz Modrzejewski – to osoba znana wszystkim bielszczanom. Jedni go podziwiają, inni traktują jak szaleńca. Z pewnością zarówno on, jak i stworzone przez niego muzeum, są ewenementem na skalę światową. Nie pracuje, nie ma renty ani emerytury. Nie chodzi do lekarza, bo nie jest ubezpieczony, ale w życiu miał tylko... jeden dzień chorobowego. Mieszka bez ogrzewania (zimą w muzeum jest minus 18 stopni), telewizji i radia. Twierdzi, że ubóstwo wyśnił sobie jako dziewięcioletni chłopiec. Kolekcjoner z Lublina, który zbiera różne wydania „Pana Tadeusza” proponował mu za przepisaną książkę równowartość nowego samochodu. „Ziemię obiecaną” chciał kupić Daniel Olbrychski. Fundacja Reymontowska z Kanady chciała wykupić całą jego kolekcję, proponując pensję tysiąca dolarów kanadyjskich miesięcznie. Nie zgodził się.
Ma ponad 50 lat. Z wykształcenia jest tkaczem. Ma żonę i córkę, ale mieszka sam w muzeum, które urządził własnymi rękami i cały czas ulepsza. Pisze pamiętniki, w których zapisuje swoje sny. Maluje (stworzył ponad 6,5 tys. olejnych obrazów) i rzeźbi. W ogrodzie ma kamienny obelisk w kształcie księgi, na którym wyrył napis „W beznadziei jest nadzieja”. To jego życiowe motto.
Źródło: peuk.fiiz.pl